Zrobiłam sobie kosz, bo gdy szydełkuję, moja robótka szlaja się ze mną po całym mieszkaniu. A i szydełko gubi się przy okazji. Liczę, że to już nigdy więcej się nie powtórzy, bo teraz każdą bieżącą robótkę będę miała w tym koszu. Będzie ze mną, gdy będę czekać, aż upiecze się obiad. Będzie ze mną, gdy Kalina będzie pochłonięta przekładaniem z rączki do rączki dwudziestu kolorowych zakrętek od słoików. (A to jest mega absorbujące zajęcie, jak widzę. :) ) Będzie ze mną, gdy wieczorem zasiądę z Mężem i Winkiem przed telewizorem. Znaczy, że ten kosz będzie mi towarzyszył w każdej nadarzającej się do szydełkowania okazji.
Koszyk zrobiłam na podstawie owalu, a później w górę kilkanaście rzędów pojedynczych słupków wbitych po 3 w jedno oczko. Robiło się bardzo szybko i bardzo przyjemnie. Właściwie całość zajęła mi 2 dni. W środku ma podszewkę, a żeby szydełko nie zechciało jednak wciąż mi się gubić i opuszczać kosz.
Przyszyłam trzy duże ozdobne kwiatki, a każdy z nich ma w środku niebieski guziczek. Myślę, że to właśnie te ozdoby nadały koszu najwięcej uroku. A ja uwielbiam łączenia włóczki z takimi gadżetami jak koraliki, wstążki i inne bzdurki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz