Przyznaję się bez bicia - jestem autorem tylko jednej z trzech chust widocznych na powyższym zdjęciu. Czarno-białą zrobiłam w prezencie dla mojej ukochanej kuzynki. Pozostałe dwie są autorstwa mojej mamy, którą miałam niedawno okazję gościć i .... uczyć! Do czego to doszło. A pamiętam, jak byłam mała i mama uczyła mnie robić łańcuszek na szydełku. Ponoć zrobiłam długi na kilometr.
Cieszę się, że i ja mogłam mamę czegoś nauczyć i że węzły Salomona bardzo jej się spodobały.
Ta jest z melanżu w odcieniach brązu i karmelu.
A ta jest beżowa z dodatkiem morskiego. Powstała również czapka na drutach do kompletu.
A tę zrobiłam ja. Wykorzystałam do niej włóczkę, której motek składał się z dwóch nici - czarnej i białej. Włóczka jest dosyć gruba, dlatego chustka jest większa.
No! To niech się właścicielom noszą chustki cieplutko! Niech grzeją i przed zimnem chronią.
Piękne! A obrus z poprzedniego postu - dzieło sztuki! Jak jak zazdroszczę tym, którzy potrafią robić takie cuda..:))). Pozdrawiam (i zapraszam "do siebie")
OdpowiedzUsuńPrześliczne chusty! Jak pajęczynki!
OdpowiedzUsuńfajne te chusty
OdpowiedzUsuńpozdr i zapraszam do nas